[Kacik absurdu im. Andrzeja Waligórskiego]


Docent BassetDwanaście prac Herkulesa MiziakaRycerzy Trzech
Piąty peronListy Pana MichałaPozostałe drobiazgi


                       ZAGLOBA HETMANEM

   Pewnego  razu skonfederowane przeciw Szwedom chorągwie zebrały
się pod Białym Stokiem. Na razie nie udało  im  się  zorganizować
żadnej  większej  bitwy,  gdyż  nikt  nie  chciał nikogo słuchać.
Kiedyś nawet umówili się ze Szwedami, że się trochę  pobiją,  ale
gdy  się  przed  walką  zebrali  na  naradę,  to  każdy miał inne
pomysły: jeden żądał, żeby zacząć od szarży  husarskiej,  inny  -
żeby okrążyć przeciwnika na tatarską modłę, a jeszcze inny - żeby
najpierw  teren  dokładnie, po  niemiecku  ostrzelać. I  długo to  
trwało, aż wreszcie gdy wszystko uzgodnili i przybyli na umówione
miejsce, to Szwedów już dawno nie było, bo zmarzli i odjechali do
domu,  a  uprzednio  popisali  na drzewach różne ordynarne uwagi,
gdzie oni mają takie wojowanie.
   - Wybierzemy sobie hetmana, to będzie  porządek  -  powiedział
pułkownik Żeromski - Mamy nawet zapasową buławę, którą kiedyś pan
Rewera Potocki do Sapiehy w karty  przegrał,  ale  Sapiesze nijak
było  z  dwiema  buławami  naraz  wojować,  gdyż ręce obie miałby
zajęte, a wiecie waszmościowie jako on w nosie rad dłubać...
   - Wiemy, wiemy! - zawołało towarzystwo.
   - No właśnie, dlatego też ową wygraną buławę  w  Białym  Stoku
ostawił.
   -  No,  to do wotów, do wotów! - zaproponował pułkownik Kotow-
ski. - Ja, osobiście, na pana Skrzetuskiego głosuje,  któren jest
wojownik  wielki  i  doświadczony,  a  przy  tym  ma piękną brodę 
i  sześciu  synów, co już samo w sobie dostateczną stanowi rękoj-
mię.
   -  Nie  wiem,  co  tu  synowie do rzeczy mają - mruknął kwaśno
Wołodyjowski, sam na buławę hetmańską łasy - zwłaszcza,  że  dwaj
najstarsi dziwnie do Bohuna podobni.
   -  To  nie prawda! - wrzasnął oburzony Skrzetuski. - Nie dwaj,
tylko jeden trochę podobny, a to dlatego że Helena  przestraszyła
się  Bohuna,  gdy  ją  przydybał w barze, o czem pan Zagłoba może
zaświadczyć!
   - W barze czy w landarze, grunt że zdrowe gówniarze!  -  rzekł
sentencjonalnie Zagłoba, chcąc czym prędzej uciąć drażliwy temat,
szczególnie iż trzeci z kolei syn  państwa  Skrzetuskich  urodził
się z bielmem na oku i od małego lubił sobie popić.
   -  To  może  pan  Kmicic  hetmanem  chciałby  zostać? - spytał
pułkownik  Lipnicki  wysuwając  szufladę,   w   której   zalśniła
pozłocista  buława.  Kmicic, jako że był gorączka, skoczył po nią
bez słowa, ale nie zdążył,  gdyż  Lipnicki  szufladę  zatrzasnął,
miażdżąc dwa palce młodemu zagończykowi.
   -  Cha,  cha,  cha!  Ale  go  splantował! - ryknęli oficerowie 
z właściwym ich zawodowi poczuciem humoru.
   - Wolej  mi  było  zginąć! - lamentował  Kmicic. - I jakże  ja 
teraz pięć wódek w knajpie na migi zamówię?
   - To zamawiaj pół litra. To jest akurat pięć wódek. - Poradził
życzliwie Lipnicki, który nigdy długo urazy nie żywił. - A  teraz
do wotów panowie, do wotów!
   -  Zagłoba,  bracie,  wysuń  moją kandydaturę - błagał szeptem
Wołodyjowski.  -  A  ja za to  nikomu  nie  powiem,  żeś  Burleja  
w Zbarażu nie usiekł!
   -  Pst!  -  Zagłoba  rozejrzał  się  podejrzliwie.  -  Jak to,
powiadasz, żem go nie usiekł?
   - A pewno, że nie. Przecie to ksiądz  Muchowiecki  monstrancją
go zatłukł, ale bał się przyznać do takowej profanacji.
   - No dobrze... - zgodził się niechętnie Zagłoba i zaproponował
pana Michała na hetmana.
   - Wołodyjowskiego? - skrzywił się Skrzetuski. - Pewnie że  do-
bry z niego żołnierz, ale co z tego, gdy kurdupel.
   -  Nie jestem kurdupel - zapiał mały rycerz - Jestem średniego
wzrostu. Prawda, Jóźwa?
   Jóźwa   Butrym   Bez    Nogi,    totumfacki    i    przyboczny
Wołodyjowskiego,  spojrzał  ponuro  po  obecnych i kładąc dłoń na
rękojeści garłacza rzekł dobitnie:
   - Pan pułkownik Wołodyjowski jest średniego wzrostu.
   - Pewnie że średniego - przyznali wszyscy obłudnie.
   Na to podstępny namiestnik Żeromskiego, pan Jachowicz,  spytał
z pozorną życzliwością:
   -  A któż wam te nogę tak galanto oberżnął, mój żeż ty dzielny
Jóźwo?
   - Też pan pułkownik Wołodyjowski! - odparł z uznaniem Jóźwa. -
A  to wtedy, gdy swego słynnego, polskiego młynka ćwiczył szablą,
a jam niechcący wszedł do izby.
   - W takim razie pan Wołodyjowski liczy sobie równo metr  trzy-
dzieści  sześć - stwierdził z triumfem Jachowicz zmierzywszy pro-
tezę Jóźwy.
   - No, to nie mamy kandydata! - zasmucił się Żeromski.  -  Chy-
ba...  -  dodał po chwili namysłu - . . chyba żebyśmy obrali pana
Zagłobę...
   - Nie ma zgody. Zagłoba to opój! - wrzasnął Kmicic, który  dla
zagłuszenia bólu w zranionej ręce upił się tymczasem siwuchą.
   - Nie tylko opój, ale i lubieżnik! - dorzucił Skrzetuski.
   - I jeszcze w dodatku blagier! - uzupełnił Wołodyjowski.
   - Rochu, wuja ci obrażają! - zapłakał Zagłoba.
   - Kto wuja obraża, ten jakoby ojczyznę, matkę naszą obrażał! -
oświadczył Roch Kowalski i muśnięciem potężnej pięści  rozciągnął
Wołodyjowskiego na podłodze.
   - Jóźwa Butrym do mnie - rozkazał mały rycerz, - Soroka, bierz
ich! - wybełkotał Kmicic.
   - Rzędzian, łubu-du! - zarządził Skrzetuski.
   Zaczem  wierni  goryle  utworzyli  w  pośrodku  izby  wirujące
kłębowisko.  Kurz podniósł się z nie trzepanego dywanu i przysło-
nił  walczących. Słychać było tylko dopingujące okrzyki oficerów, 
straszliwe  łomotanie jakoby młotów bijących w kowadła i od czasu 
do  czasu okrzyki:  -  Ależ ty! No, no, no!  Tylko nie po oczach! 
Gryziesz, chamie? - i tym podobne.
   Wreszcie  z  podłogi  dźwignął  się  zwycięski  Roch  Kowalski 
i chwyciwszy buławę podął ją panu Zagłobie. Ów zaś  ujął ją  os-
trożnie, ucałował i wzniósłszy oczy w gore rzekł:
   -  Za grzechy moje, przyjmuje! - Z którego to tekstu korzystał
już zresztą przed  nim  Jarema  Wiśniowiecki,  a  po  nim  Jarema
Maciszewski.  Zaraz  też zabrzmiało tradycyjne "sto lat" i starzy
towarzysze ruszyli hurmą z gratulacjami.
   - I od czego, ojciec, zaczniesz swe rządy?  -  spytał  poufale
Skrzetuski,  który  poprzednio był wprawdzie kandydaturze Zagłoby
przeciwny, ale wybranemu w tak demokratyczny sposób pierwszy rękę
uścisnął.
   -  Zacznę  od tego - odrzekł Zagłoba, bawiąc się od niechcenia
buławą. - Zacznę od tego, że postaram się sobie przypomnieć,  kto
mnie tu nazwał blagierem, świnią i opojem.

Wpisał(-a): Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak

<< Poprzedni odcinek | Następny odcinek>>

[ Autor ] | [ Liryka ] | [ Proza ] | [ Dźwięk ] | [ Słowo ] | [ Obraz ] | [ Podziękowania ]

[ Początek ]